Można już dziś mówić o zjawisku nazywanym sprawą Wałęsy. Niezależnie od czyichkolwiek ocen w związku z nią ferowanych. W końcu są ludzie, którzy wierzą w czarnego Piotrusia, w kota przebiegającego drogę, w samorództwo i wiele innych nonsensów, wierzą w to, że Boga nie ma, a nie wierzą, że On istnieje, choć nie potrafią (nawet ci najmędrsi) wytłumaczyć istoty istnienia jako takiego. Cóż więc dziwnego, że sporo jest takich, którzy nie wierzą w potwierdzone ponad wszelką wątpliwość fakty, a wierzą w bajki, jakie opowiada były prezydent RP, noblista, doktor hc wielu renomowanych uczelni, patron portu lotniczego w Gdańsku, a nade wszystko, człowiek, który twierdzi, że pokonał komunizm? To ostatnie ma swój szczególny smaczek, zwłaszcza, kiedy historycy, politologowie i uczeni innych dyscyplin udają, że w to wierzą. Udają, gdyż gdyby w to rzeczywiście wierzyli dowiedliby, że obce im są prawa rządzące zjawiskami społecznymi i historią. A dla uczonego jest po prostu nokaut. Niewiara w prawdziwość materiałów archiwalnych dotyczących tego człowieka musi prowadzić konsekwentnie do niewiary w każdą inną spuściznę archiwalną, gdyż między jedną a drugą nie ma żadnej różnicy. Można zatem nie wierzyć Cenckiewiczowi, Gontarczykowi, Zyzakowi i wielu innym podobnie myślącym, suponując u nich stronniczość, złą wolę, nawet nieuctwo historyczne – co uważam osobiście za perwersyjną wprost hipotezę. Ale stare łacińskie przysłowie: scripta manent nie może być przedmiotem żadnej wiary czy niewiary, gdyż rzecz jest sprawdzalna wizualnie i namacalnie. Traktowanie zatem materiałów na temat Bolka w kategoriach wiary jest albo wynikiem kompletnego zaćmienia umysłu, albo upartą wolą obstawania przy kłamstwie. Tertium non datur.
I dlatego dziwię się, że komuś stale przychodzi do głowy pomysł, żeby akta znalezione w mieszkaniu Kiszczaka, Jaruzelskiego, czy gdziekolwiek jeszcze takie depozyty zostaną odnalezione, stale poddawać ocenom jakichś specjalnych komisji, ekspertyzom itd. Materiał historyczny ma to do siebie, że element jego krytyki, ten najważniejszy, usytuowany jest w nim samym, a dopiero w dalszej kolejności w grę wchodzą kryteria zewnętrzne. Nie tu miejsce, żeby przypominać tak elementarne zasady krytyki źródła historycznego, ale przecież historycy mający do owych źródeł dostęp zasady te znają i nie ma powodu, żeby wątpić w ich kompetencje lub zakładać złą wolę.
Dlatego zostawmy na boku całą tę jałową dyskusję o podróbkach i innych jeszcze bardziej fantastycznych próbach wyjaśnienia proweniencji tych akt i w ogóle celowości ich istnienia. Zwróćmy uwagę na moment zgoła inny, który tu i ówdzie nieśmiało nawet dochodzi do głosu. Sprawa Wałęsy nabrała już charakteru poważnego syndromu, nie od dziś, ale być może nawet od początku lat osiemdziesiątych, zatruwającego życie wielu ludziom, w tym samemu Wałęsie i fatalnie wpływającego na naszą obecną tożsamość narodową. Syndrom, to zespół cech chorobowych. Ktoś może powie, że lustracja go wywołała, gdyż wprawiła wiele osób, a jak się okazuje także Wałęsę, w permanentny stan zagrożenia i strachu przed utratą czegoś więcej niż tylko dobrego imienia, czy – nadużyjmy tego słowa – honoru. Tu chodzi o dobra wymierne. Ludzie, którzy związali swój los z Wałęsą, dziś, podobnie jak on sam, stanowią ową współczesną nam noblesse de robe. A więc jest to po prostu nowa szlachta pieczętująca się jednak nie wartościami szlacheckimi, ale, stanem posiadania. To są często ludzie znikąd i tak, na dobrą sprawę, takowymi chcą pozostać, bo jak powiedział inny prominent tej klasy, należy patrzeć w przyszłość, a nie w przeszłość. W niemieckim języku jest takie słowo „Emporkömmling”. W polskim słownictwie odpowiadają mu słowa: dorobkiewicz, nuworysz, ale to niezupełnie to samo. Bo to niemieckie słowo zawiera w sobie ten element drapieżności: naprzód za wszelką cenę, kosztem innych, kosztem prawdy i wbrew wszystkiemu, wbrew dobru publicznemu, uczciwości, a nawet wbrew sumieniu. Idąc taką drogą nie można nie posługiwać się kłamstwem, gdyż ono tworzy całą legendę tych życiorysów. Jeśli więc pytamy, gdzie tkwi korzeń – dodajmy, zatruty – nagonki antylustracyjnej, to tu go mamy. Tylko tu. W syndromie Wałęsy w pierwszym rzędzie i w jego funkcjonowaniu w tej klasie, jaką stworzyli ludzie, którzy wraz z nim wdarli się do życia publicznego, na sam jego wierzchołek. To był ten skok przez parkan. Każdy, kto chciał podobnie tą drogą podążyć, gdyż był to w jego przekonaniu dalszy ciąg walki o wartości narodowe, został z tego parkanu brutalnie zepchnięty i pozostał już po tej drugiej, wykiwanej stronie. Dlaczego nie mamy wierzyć ś. p. Annie Walentynowicz, państwu Gwiazdom, Wyszkowskiemu i tylu innym, których nazwiska figurują na donosach Bolka? Przecież ich losy, to najlepsza część owego warsztatu badawczego weryfikującego prawdziwość obecnych znalezisk esbeckich. Ci, którzy wykrzykują dziś na ulicach w obronie ludzi naprawdę winnych są więc współwinni. A owe symbole funkcjonujące w naszej polskiej rzeczywistości to są właśnie rzeczywiste fałszywki. Nie akta, materiały, dowody judaszowego procederu, ale właśnie ludzie, którzy go uprawiali? Oni niczego się nie wstydzą, a tylko boją się, utracić to, co w oszukańczy sposób zawłaszczyli. Jeśli naród, jak często się wykrzykuje, tak na prawdę myśli, jak wypisuje na transparentach grupa nawiedzonych, a może po prostu wynajętych, to znaczy, że nabija się sam z siebie i nie ma prawa obrażać się na tych, którzy, nawet kibicując mu, faktycznie nim pogardzają
Syndrom, to zjawisko chorobowe. Choroba nie zawsze zabija, wszystko zależy od organizmu. Wierzę, że nasz organizm narodowy, owszem schorowany, ale na tyle jest silny, że przetrwa także syndrom, o którym tu mowa. Niech sobie będzie Wałęsa Airport Gdańsk. To zależy od Gdańszczan. Każdy ubiera się w to, co mu pasuje. Nieraz są to też szaty przypominające koszulę arlekina. Ale to nie jest groźne. Groźne byłoby to, gdyby syndromem Wałęsy zaraził się naród, nawet w jakiejś znaczącej swej części. Ta mniejszość nim już zainfekowana musi przejść jakąś kwarantannę. Takich się nie zwalcza, ale im się pomaga. Zdrowi doskonale to rozumieją. I w tym jest nadzieja.
Źródło; niepoprawni.pl
Autor Z. Zieliński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz